Mam na imię Daisy. Daisy Croft. Jako szesnastolatka opuściłam rodzinne miasto Ely, w wschodniej Anglii. Mój tata postanowił wyjechać w pogoni za pieniędzmi do wielkiego miasta w Szwajcarii. Zurich. Zostawiliśmy wszystko. Włącznie z moim wówczas 19-letnim bratem Toby'm. Kończył szkołę i rodzice nie chcieli aby nagle zmieniał otoczenie, kraj, uczył się innego języka. Ze mną nawet nie porozmawiali. Postawili mnie przed faktem dokonanym. Nie miałam wyboru. Nawet bunt który wtedy sobą reprezentowałam nie zmienił ich zamiarów.
Miałam dwadzieścia lat i dość wszystkiego co zdarzyło się w Szwajcarii oraz samej Szwajcarii. Nie podobało mi się tam. Nie lubiłam języka którego musiałam używać, mojej szkoły, ludzi z którymi musiałam do niej uczęszczać, mojego domu i przede wszystkim mojego taty. Po dwóch latach mieszkania na obczyźnie coś go opętało. Zmienił się nie do poznania kiedy wieczorem wracał z pracy. W domu można było tylko słyszeć jego krzyki, roztrzaskiwane talerze i szklanki. Bił nas, znęcał się nad nami.
Nie mogę opisać jak okrutny był wobec swojej córki [mnie] i żony.
Ile razy przychodziłam z dodatkowych lekcji języka niemieckiego i w domu czekała na mnie mama z podbitym okiem i ojciec siedzący na kanapie jakby nigdy nic. Nie potrafię tego nawet zliczyć. Dzień w dzień, wieczór w wieczór było to samo.
Nadszedł tak długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Powrót do Wielkiej Brytanii. Na samą myśl kąciki ust podnosiły mi się do góry mimo tego, że zostawiałam mamę samą z ojcem. Nie chciałam tego ale Ona mnie przekonała. Pozwoliła mi uciec, przysięgała, że sobie poradzi. Przecież dotąd też sobie radziła.
Samolot miałam w nocy więc za dnia załatwiłam jeszcze kilka spraw. Pożegnałam się z szefową restauracji w której pracowałam jako kelnerka. Byłam tam zatrudniona dwa lata, to szmat czasu. Po pożegnalnym spotkaniu [[kolejnym]] z Christine, moją jedyną przyjaciółką w Szwajcarii, wróciłam do domu.
Samochód ojca stał przed domem, błagałam Boga aby chociaż w dzień wyjazdu nie zrobił awantury. Pociągnęłam za klamkę wejściowych drzwi, jak zwykle otwarte. Po domu rozległ się krzyk mojej rodzicielki. Rzuciłam torbę pod ścianę i pobiegłam do salonu.
-Daisy, nie wchodź tutaj. -wyszeptała moja mama kiedy tata odwrócił się w stronę okna. Myślała, że nie usłyszy. Odwrócił się w tępie błyskawicy w moją stronę. Smukła twarz, brązowe, pełne złości oczy i usta zaciśnięte w prostą kreskę.
-Córeczka mamusi wróciła. Chodź tutaj. -wskazał palcem miejsce naprzeciwko niego.
Nigdy nie dawałam mu poznać po sobie, że się boje. Cały strach chowałam w sobie. Stanęłam naprzeciwko niego.
-Może Ty mi powiesz, gdzie jest moja granatowa koszula? O ile się nie mylę to Wy tutaj robicie pranie i odkładacie wszystko na miejsce.
Jak zwykle problem o jakieś gówno.
-Nie wiem gdzie jest Twoja koszula. -poczułam jak dostaję z otwartej ręki w prawy policzek.
-Lepiej się zastanów. Chyba, że chcesz skończyć jak Twoja matka dzisiaj wieczorem. -wskazał palcem na mamę, dając mi do zrozumienia, że mam zobaczyć co jej zrobił. Odwróciłam głowę i zauważyłam rozciętą wargę i kilka świeżych siniaków na prawym ramieniu. -Chcesz tak wyglądać? Jesteś młoda i napewno zależy Ci abyś dobrze wyglądała. Chłopcy nie polecą na siniaki.
Przełknęłam ślinę nim odwróciłam twarz w jego stronę.
-Rozumiesz do cholery, że nie mam pojęcia gdzie jest Twoja koszula? Przeliterować ci to mam, narysować, napisać na kartce? Widze, że z Twoim umysłem jest gorzej z dnia na dzień. Nie bij już więcej mamy, dołuż mi podwójnie. -nie bałam się powiedzieć mu tego prosto w twarz. Przyjmowałam ciosy codziennie. Ból nie był już tak mocny jak na początku. Moje ciało się przyzwyczajało.
Poczułam jak coś ostrego dotyka mojej wargi, jadąc w dół. Znany zapach dotarł do moich nozdrzy. To krew. Pierwszy krok WZSNC* zakończony.
-Jesteś za smarkata żeby tak się do mnie odnosić, gówniaro. Amanda wyjdź stąd. -zwrócił się do mojej mamy. Ona nie chciała wyjść ale musiała. Robiła to średnio co 2 dni. Ojciec chciał jej oszczędzić widoku zakrwawionej, posiniaczonej córki. 20 lat temu, na porodówce był najbardziej przerażony na świecie, widząc mnie siną kiedy mama mnie urodziła. Byłam pół żywa i ledwie mnie odratowali. Teraz sam sprawia, że moje ciało jest sine.
Poczułam ciepłą wodę spływającą po moim ciele. Było już po wszystkim. 3 nowe siniaki na lewym ramieniu, rozcięta warga i kolejna rana, malutka. Wbiło mi się szkło, kiedy sprzątałam to co rozwalił mój rodziciel i sądzę, że zostanie mi tam blizna. Brałam prysznic, wmasowując szampon w moje włosy. Kiedy wycierałam moją twarz zapomniałam, że moja warga jest poszkodowana. Prawie krzyknęłam z bólu ale powstrzymałam się. Wróciłam do pokoju. Walizka spakowana. Wszystko przygotowane do rozpoczęcia nowego rozdziału w moim życiu.
Mama odwiozła mnie na lotnisko i ku mojemu zaskoczeniu, tata w domu przytulił mnie na pożegnanie. Chciałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
***
-Tak strasznie tęskniłem, mała. -Toby krzątał się po kuchni przygotowując coś ciepłego do picia dla mnie. Strasznie wydoroślał. Stał się bardziej męski i umięśniony. Jedynie oczy i uśmiech nie uległy żadnej zmianie. -Już nie jestem taka mała, Toby. Nie mam już nawet 'naście' lat. Czuję się taka stara. -bacznie obserwowałam każdy jego ruch który wykonywał.
Mieszkał nadal w tym samym domu w którym się wychowaliśmy. Zawsze było tu tak radośnie, miło, spokojnie. To zupełnie inna definicja domu tutaj niż tamtego w Szwajcarii. Zaszło tu kilka drobnych zmian ale nie rzucały się one w oczy.
-Postaw się w moim miejscu. Już od trzech lat nie mam 'naście'. -postawił kubek herbaty obok mnie i zajął miejsce po drugiej stronie stolika. -Oh byłbym zapomniał. Rozmawiałem wczoraj z Becky. Kazała Ci przekazać, że gdy tylko wstaniesz koniecznie musisz do niej zadzwonić. Nawet nie wiesz jak podekscytowana jest Twoim powrotem. -uśmiechnął się do mnie, biorąc łyk kawy którą dla siebie zrobił.
Becky to moja najlepsza przyjaciółka. Mimo rozłąki nadal utrzymywałyśmy kontakt. Nasze relacje się nie pogorszyły mimo tylu kilometrów, które dzieliły nas od siebie przez cztery lata które były dla mnie wiecznością.
-Jasne, że zadzwonię. Co jeszcze słychać w Ely? -zapytałam z ciekawością w głosie.
-Bez zmian. Oprócz tego, że wybudowali nam nowe centrum sportowe. Dzieciaki mają lepsze boiska do gry. Mogą grać nawet w zimę i burzę bo są też kryte boiska w budynku. Nie zgadniesz kto jest trenerem koszykówki. -jego głos rozpromienił się gdy o tym mówił. Wiedziałam, że sport to jego hobby, życie. Gdy byliśmy mniejsi potrafił od świtu do nocy siedzieć na boisku i gonić za piłką do nogi.
-Tylko nie gadaj, że Ashton Gracelett! -Chłopak którego wymieniłam to odwieczny wróg mojego brata w zawodach sportowych, nienawidzili się odkąd pamiętam.
-Nie, on na szczęście wyjechał robić wielką karierę w stolicy. Trenerem został Harry. Dałabyś wiarę? -jego uśmiech powiększył się bardziej kiedy wypowiedział Jego imię. Zrobił kolejny łyk ciepłej cieczy i bacznie mi się przyglądał a ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
Moją głowę zajęły wspomnienia związane z trenerem koszykówki w nowym centrum sportu i rekreacji. Harry Styles. Najlepszy przyjaciel z piaskownicy i niespełniona miłość z wczesnych nastoletnich lat. W ostatniej klasie Secondary School staliśmy się najgorszymi wrogami. Nie wiem jak to się stało. Pamiętam, że wyznałam mu, że jestem w nim zakochana podczas jednej z szkolnych wycieczek. Wyśmiał mnie i nigdy nie zapomnę słów które do mnie powiedział: ''Nie mógłbym być z kimś takim jak ty, Daisy. Jesteś nie w moim typie. Popatrz na siebie a później na resztę dziewczyn w naszej szkole. Myślisz, że zniżyłbym się do takiego poziomu aby być z osobą o takim wyglądzie?''. Nie wdawałam się wtedy z nim już w żadną rozmowę. To była nasza ostatnia konwersacja. Sądzę, że chodziło mu o to, że nie wyglądam jak kościotrup, nie mam przerwy między udami, wystających kości biodrowych i tego wszystkiego co teraz jest uważane za perfekcyjną figurę kobiety. Matka Natura obdarzyła mnie kształtami za które dziękuje.
-Daisy, słyszysz co do Ciebie mówię?-głos mojego brata wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Przepraszam, zamyśliłam się. -uśmiechnęłam się słabo odwracając wzrok. -Pójdę się już położyć, Tobie sen też dobrze zrobi. -wstałam z mojego miejsca i odniosłam prawie pusty kubek do zlewu. -Dobranoc braciszku -Uśmiechęłam się do Toby'ego i skierowałam się w kierunku mojej nowej/starej sypialni.
-Dobranoc mała. -usłyszałam za moimi plecami.
Nie wdawałam się w nocne przemyślenia leżąc w łóżku. Znalazłam wygodną dla mojego ciała pozycję i zasnęłam zapominając na kilka godzin o Harrym, który znowu biegał w mojej głowie.
-------
*WZSNC = Wieczorne Znęcanie Się Nad Córką
Pierwszy rozdział już za mną. I jak? Piszcie w komentarzach co o tym wszystkim sądzicie. Jak na razie mało Harry'ego ale to dopiero pierwszy rozdział, kochani! Miłego wieczoru :)
jejku, podoba mi się, czekam ąz harry pojawi się, życzę weny i DODAWAJ SZYBKO KOLEJNY!!! @just__ride
OdpowiedzUsuńCo za skur*iel z tego jej ojca. Rozdział mi się podoba i czekam na następny. x
OdpowiedzUsuń@blueberryloveme
Co za chuj posrany z tego pjca. Najpierw ją leje a potem ją przytula. Wyjebisty rozdział.
OdpowiedzUsuń@borntobeperries
boże, ten jej ojciec... wpierw ją bije, później przy pożegnaniu przytula... -.- ale rozdział fajny, czekam na następny! :D
OdpowiedzUsuńJuż nienawidzę jej ojca wsbwoznw ale rozdział jest genialny/ @luvmythevamps
OdpowiedzUsuńmoże być ciekawie :)))
OdpowiedzUsuńPowodzenia w pisaniu :*